Pierwsze samodzielne i całkiem poradne kroki miały miejsce 12 stycznia. Wcześniej coś tam próbował, ale nie za bardzo wychodziło. Aktualnie zasuwa jak mały samochodzik :)
A więc kolejny etap w życiu mojego Syna rozpoczęty. Etap ten już na samym początku jest niezwykle emocjonujący dla mnie i dla Niego. Wymaga ode mnie ogromnej koncentracji, cierpliwości i wytrwałości psychicznej oraz fizycznej. Bo przecież trzeba za Nim biec, gdy idzie nie tam, gdzie powinien, trzeba też umieć nie przejmować się kolejnym nabitym guzem. Z jednej strony cieszę się, że już chodzi, że nie trzeba Go nosić, że sam potrafi pójść tam, gdzie chce. Ale z drugiej strony jestem przerażona, bo On jest 1000 razy szybszy ode mnie, bo nie zawsze nadążam, bo guzy są teraz na porządku dziennym. Mimo wszystko jestem z Niego dumna :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz