Wigilię spędziliśmy u Babci Reni. Zasiadając do kolacji Dziadek dzielnie wziął wnuka na kolana i stwierdził, że będą jeść razem. Od razu pomyślałam, że nic z tego. Ani Dziadek się nie naje, ani Kuba, ale siedziałam cicho. Po kilku próbach nakarmienia wnuka ziemniakiem, który lądował co chwila na dywanie, Dziadek się poddał. Kuba kolację dokończył między Mamą i Tatą.
Po kolacji były oczywiście prezenty od Dzieciątka.
Po kolacji Rodzice czuli się tak ociężali, że postanowili wybrać się z Synem na spacer. Po 15 - nasto minutowej męce z ubraniem wyrywającego się Syna, Matka upocona odziała się w kurtkę i kozaki i dumnie ruszyła obok Taty na świąteczny spacer. I już po 10 minutach stwierdziłam, że jest za zimno i że mżawka za mocno pada, i pora wracać do ciepłego mieszkania Babci.
Kolejne dni świąt spędziliśmy na odwiedzaniu cioć i wujków, co wiązało się z ciągłym ubieraniem i rozbieraniem Kuby (czego Kuba nienawidzi). Już po drugiej wizycie mieliśmy dość. Ale dzielnie jechaliśmy dalej.
W drugi dzień świat spadł śnieg. Kubuś zobaczył pierwszy raz śnieg i stanął jak wryty. Stał i patrzył dobre 5 minut.
A tak na zakończenie musimy się pochwalić, że Kubuś ma 4 ząbki. Dwie górne i dwie dolne jedynki. Szły dłuuugo, ale w końcu są.